środa, 20 kwietnia 2011

Post-Off


Festiwal Off Plus Camera dobiegł końca. Było tam kilka fajnych filmów i kilka niefajnych rzeczy, a ten drugi aspekt opisał na swoim blogu Piotrek Pluciński. Od siebie dodamy tylko tyle, że za relacjonowanie tego festiwalu powinien się wziąć nie krytyk, pilnie psujący sobie oczy na sali kinowej, ale ktoś na miarę Huntera Thompsona, kto w imię dziennikarstwa w stylu Gonzo rzuciłby się w wir zdarzeń i rozszerzonymi od chemii źrenicami obserwował, jak spod codziennych wydarzeń wygląda spotworniała podszewka.


Odpuszczając sobie na razie narkotyki, a "wir wydarzeń" ograniczając do jednej anegotki, chcielibyśmy podsumować cały festiwal wypowiedzią, zasłyszaną w kinowej kolejce. Padła ona z ust dziewczynki zakutanej od stóp do głów w szaliczki i koraliczki, a brzmiała ona mniej więcej tak: "Myślałam, że skoro to off festiwal, to będą off klimaty, off muzyka, off ludzie, a tu TVN przyjechało!". Jakby to absurdalnie i hipstersko nie brzmiało, to jednak odległośc między filmowym undergroundem a szczytami biurowców ufundowanych przez grupę ITI jest miarą schizofrenii tej imprezy.


Z rzeczy bardziej pozytywnych: pojawiła się wreszcie strona "16mm". Na razie nic tam nie ma, ale nowy e-numer nadiciąga. Będzie tam o Karolu Wojtyle, będą recenzje nowości, będzie wywiad z gościem, który w latach 70 grał w zielone z Ginsbergiem i Burroughsem. Będzie fajnie.

środa, 6 kwietnia 2011

Off-16mm-Camera




Peter Weir nakręcił film o Polakach i dla Polaków, a my - wdzięczni, ale i trochę niewdzieczni - uznaliśmy, że oryginalny tytuł "The Way Back" za mało łechce naszą dumę i zamieniliśmy go na "Niepokonanych". Nie ma jednak co się cieszyć. "Niepokonani" są filmem żenująco słabym i kto wie, może na początku jego bohaterami mieli być czarni z Harlemu zesłani na Sybir, ale Weir, ogarnięty reżyserskim niedowoładem, skierował go ostatecznie dla grupy niezbyt rozpieszczanej przez zagranicznych artystów, licząc na jej bezwarunkowy zachwyt.

Prawdpodobnie dla twórcy "Truman Show" jest to etap kariery, w którym muzycy muszą porzucić koncerty na wielkich stadionach i grać w hipermarketach, a ich płyty sprzedawane są za piątaka na deptaku w Międzyzdrojach. Następnym etapem często jest walenie kompotu w pachwinę i występowanie u Drzyzgi z czarną kreską na oczach oraz komputerowo zmutowanym głosem. Jeśli ktoś jednak jest wdzięczny za tę czerstwą i naiwną do granic możliwości laurkę, to będzie mógł mu to powiedzieć 8 kwietnia w Krakowie, gdzie Mistrz przyjedzie na festiwal Off Plus Camera.


Na festiwalu, odbywającym się w dniach 8-17 bieżącego miesiąca, będą na szczęście większe atrakcje niż ta wspomniana wyżej. Zapraszamy do zajrzenia na stronę. "16mm" też tam będzie. Do zobaczenia.



wtorek, 29 marca 2011

Zaciągnijcie się!



Wspominałem już o tym w poprzedniej notce, ale wypada to powtórzyć, bo chodzi tutaj przecież o Waszą i naszą przyszłość. "16mm" potrzebuje nowych autorów. Napiszcie na maila filmoznawcyuj@interia.pl swoje propozycje, przedstawcie się, załączcie próbne teksty. Czeka na Was smak prawdziwej filmoznawczej przygody. Nie musicie przynosić nam setki nazistowskich skalpów. Wystarczą dobre chęci i odrobina talentu. Nie bądźcie jak Bill Clinton. Zaciągnijcie się


Na razie pismo jest w zawieszeniu, ale nie martwcie się, zaakceptowane przez redaktorów kolejnych działów teksty ukażą się na naszej stronie internetowej, której nie ma, ale wciąż powstaje. P-O-W-S-T-A-J-E. Tak jak w szlagierze zespołu Europe (ale też świetnym coverze Laibach), gdzieś trwa ostateczne odliczanie i wszyscy budzimy się z nadzieją, że to właśnie ten dzień, w którym w Sieci wybuchnie supernowa i zmiecie IMDb, Rotten Tomatoes, Filmweb, Dwutygodnik, a nawet blogi Rogera Eberta i Michała Oleszczyka. Gdzieś w cieniu zapomnianego nawet przez najstarszych mistrzów Jedi księżyca budujemy nową Gwiazdę Śmierci i to Wy możecie być tymi, którzy ubiorą białe hełmy szturmowców.

Po prostu napiszcie do nas maila, bo czujemy się samotni i mamy dość spamu z interii.


pm



piątek, 11 marca 2011

Kampania wiosenna



"Jeśli chcecie wiedzieć, jak będzie wyglądała przyszłość, wyobraźcie sobie wojskowy but stojący na ludzkiej twarzy - na zawsze"

George Orwell


We wtorek mieliśmy zebranie redakcyjne. Czuć było podczas niego, że wielu z nas myślało już o swoich nienarodzonych dzieciach, kredytach na mieszkanie, które już niedługo będzie trzeba wziąść i kolejkach po zasiłek dla bezrobotnych, w których będzie trzeba stanąć. Life is life and time passes by, ale "16mm" będzie istnieć - plan jest taki, że w przyszłości pismo rozdzieli się na wersję papierową i elektroniczną. Ta pierwsza będzie wychodziła nieco rzadziej i będzie zawierać raczej teksty dłuższe i przekrojowe - od razu zaznaczamy, że potrzebni będą autorzy, więc jeśli chcecie naostrzyć pióra na gardłach filmowych grafomanów, to czujcie się zachęcani; Wujek Sam potrzebuje Was. Ta druga będzie aktualizowana nieco częściej i do niej też potrzebujemy rekrutów, którzy zastąpią figurujące w stopce redakcyjnej martwe dusze, czekające właśnie na rozmowę kwalifikacyjną w McDonaldzie. Brzmi to ponuro, ale tylko wrodzona ironia nie pozwala mi uderzyć w patetyczny ton. Jeśli przyszłość ma rzeczywiście mieć postać ubłoconego glana, to my będziemy tymi, którzy będą nosić go na swoich nogach. Na zawsze.

Porzucając na chwilę plany krytycznofilmowej hegemonii, proponujemy coś teraźniejszego: na Splocie ukazał się niedawno tekst Jagny Lewandowskiej o Normanie Leto.

Czytajcie, trwajcie w wierze i pamiętajcie - przyszłość należy do nas, jak śpiewano w pewnym wspaniałym filmie.


pm


poniedziałek, 28 lutego 2011

Pooscarowy blues


No tak. Królem filmowego roku 2010 okazało się "Jak zostać królem", lukrowana i infantylna czytanka dla ludzi, którzy pragną, aby w kinie wystająca z ekranu dłoń nieustannie głaskała ich po pełnych codziennych trosk główkach. "Kino papy", jak powiedział obecny w studiu Canal+ Juliusz Machulski.

Można by przeboleć taką decyzję, gdyby tegoroczna gala była paraolimpiadą - wtedy jednooki i jąkający się król mógłby rzeczywiście rządzić ślepcami, w końcu rewelacyjna kreacja Colina Firtha i bardzo dobra Geoffreya Rusha zapewniały w czasie seansu pewną satysfakcję. Tak się jedno złożyło, że w tym roku w głównej kategorii nominowane było m.in "Social Network" - szwajcarski zegarek, który za dziesięć lat będzie świadectwem swoich czasów - a także przedziwny, mieszający ckliwość z podskórną ironią western braci Coen. Był tam też cholernie zimny, przywodzący na myśl prozę Cormaca McCarthy'ego dramat "Do szpiku kości", był też może nie wybitny, ale bardzo przyjemny półtoragodzinny teledysk Danny'ego Boyle'a zatytułowany "127 godzin". Zwycięstwo "Króla" w kategoriach "najlepszy film" i "najlepsza reżyseria" budzi pytania rodem z prozy Philipa K. Dicka. Czy to, co widzimy, jest prawdą? Czy król jest nagi, czy może po prostu mamy flashbacki po kwasie?

Spójrzmy: bohaterem "Jak zostać królem" jest koleś z królewskiej rodziny, który od dziecka się jaką i jest przez to jednym wielkim kłębkiem kompleksów i neuroz. Na szczęście w jego życiu pojawia się logopeda-pan kleks, który niekonwencjonalnymi metodami rozsupłuje ten węzeł gordyjski dziecięcych traum. Król - egocentryczny, manieryczny, zachowujący się, jak rozkapryszony gówniarz - na każdym kroku poniża swojego lekarza, wiadomo - ja król, ty poddany, hierarchia musi być. Kończą oczywiście jako przyjaciele, w postsricptum dowiadujemy się nawet, ze cierpliwy logopeda zainkasował od wdzięcznego monarchy jakiś tam order. Klawo. Gdyby tego było mało, to na tle mamy jeszcze widmo II wojny światowej i obdarzonego wybitną dykcją Adolfa Hitlera. Najbardziej w tym wszystkim przeraża jednak króla to, że z okazji zbrojnego konfliktu będzie musiał wygłosić przemowę do ludu brytyjskiego i pewnie znowu zbłaźni się ją-ją-jąkaniem. Na szczęście nie błaźni się i film kończą oklaski, które rozbrzmiewają po tym, jak bohater porywa naród swoimi ukrytymi zdolnościami oratorskimi, a w międzyczasie Adolf Hitler urządza sobie właśnie Tour de Pologne. Wszystko byłoby w porządku - w końcu nietrudno uwierzyć, że możni tego świata to miłośnie wpatrzeni we własne tyłki buce - ale wciskanie widzowi takiej historii jako "wzruszającej opowieści o przyjaźni i przełamywaniu własnych słabości" ma surrealistyczny posmak.

No nic. Przynajmniej wszechmocny Przypadek spłatał królowi figla - jak się okazało, w tym samych plenerach co rzeczony film kręcono tuż przedtem gejowskiego pornola. Liczymy w takim razie na subwersywny homoseksualny remake. Mamy już nawet propozycję tytułu - "King's Oral". W nowej wersji logopeda powinien mieć wygląd Słodkiego Transwestyty z 'Rocky Horror Picture Show" i ukrywać w swoich stringach kilka magicznych przyrządów i płynów przeciwko jąkaniu. Taki film dopiero zasłużyłby na Oscara.

p.m.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Posesyjny blues


Przeżyliśmy sesję. W powietrzu opada bitewny kurz, a my liżemy jeszcze rany, zbierając siły do podbicia cyberprzestrzeni powstającą właśnie stroną "16mm". Wraz z kolejnymi wpisami w indeksie przychodzi jednak smutna refleksja: czas wypłukuje z pewnych wydarzeń magię i suspens.

Ostatnia sesja w życiu nie budzi takiej paniki jak pierwsza; z czasem radość ze zdobywania dobrych ocen ostyga i zmienia się w chłodne przeliczanie średniej w nadziei na zdobycie stypendium naukowego lub w ordynarny tu-mi-wisizm. Podobnie jest z nagrodami przyznawanymi w filmowym świecie. Dopiero co skończył się festiwal w Berlinie, na horyzoncie majaczy oscarowa gala, ale emocje nie sięgają zenitu. Chociaż większość nominowanych filmów widzieliśmy już w kinie lub kupiliśmy na cyfrowym pchlim targu za cenę prądu, to trudno trzymać za nie kciuki - rozdęta przez zwiększoną ilość nominacji, skompromitowana absurdalnymi decyzjami impreza przypomina właśnie kolejną z rzędu sesję, którą zalicza się już z pewnym znudzeniem. Będzie trójka czy piątka, będzie statuetka, czy skończy się tylko na nominacji - ważne tylko, aby po wszystkim wlać w siebie kilka litrów piwa i obudzić we własnym łóżku, z portfelem i wszystkimi zębami na swoim miejscu.

Być może ten wpis stanowi świadectwo wejścia w mentalną smugę cienia, ale dobrze jest przynajmniej wiedzieć, że istnieją osoby, które od początku do końca nie dbają o wyróżnienia. Robert Rodriguez od wielu lat kręci niechlujne, niezbyt mądre, ale bardzo wesołe filmy i wydaje się być z tego faktu całkowicie zadowolony. Dopiero co stworzył pięciominutową reklamę Nike, na której jak na dłoni widać, że ten koleś po prostu doesn't give a shit. Gorąco polecamy ten filmik, także ze względu na pojawiających się w nim gości.

piątek, 28 stycznia 2011

Sesjo, pozwól żyć


Być może niektórych z Was zaskoczy ta informacja, ale członkowie redakcji "16mm" nie są bogami, nie żyją sobie na Olimpie z czołówki Paramountu, nie zasiadają na tronach ułożonych z taśm filmowych, nie grzmocą co wieczór wstrząsniętego i niemieszanego Martini w towarzystwie X muzy i jej starszych koleżanek. Członkowie redakcji "16mm" są ludźmi, a co najgorsze - studentami.

Niby to już piąty rok studiów, ale końcówka stycznia wciąż sprawia, że skacze nam ciśnienie, a lista mailingowa zapełnia się tonami pytań z cyklu "dał inne pytania? O_o". Jeszcze tylko kilka dni, a życie po raz kolejny będzie miało smak najtańszej kawy z Carrefoura, Level Upa i fajek sępionych od współlokatorów. W tym roku zdajemy przedmiot zwany Kierunki Filmu Współczesnego, na który oglądamy przede wszystkim terabajty filmów z kręgu festiwalu w Sundance. Solondz, Clark, LaBute, Linklater. Są tutaj krew, śmiech, sperma, indiańscy nerdowie, romanse we Wiedniu i nuda w New Jersey. Jest w gruncie rzeczy fajnie, filmoznawstwo to przede wszystkim zabawa, pomyślcie sami: chcielibyście być przepytani na egzaminie z takiego fragmentu? A może chcielibyście dostać na teście taką zagadkę: czy jeden z bohaterów "Happiness" jest a) pedofilem b) ocieraczem z autobusu 194 w Krakowie c) studentem prawa d) wszystkimi powyższymi?

To już piąty rok studiów, więc nadchodzi czas poważnych decyzji. "16mm" będzie istnieć dalej. W Internecie. Strona już powstaje, kartkowanie pisma ma swoje zalety, ale teraz będziemy mieć większy zasięg, odpadnie kafkowska i syzyfowa walka z boiurorkacją, a Wy nie będziecie musieli wędrować od knajpy do knajpy w poszukiwaniu ostatniego egzemplarza. Do przeczytania i trzymajcie kciuki za egzamin!